W trakcie meczu wyjazdowego z drużyną GTK Gliwice, zawodnikom Polski Cukier Startu Lublin zaprezentowana została świetna okazja aby przełamać swoją passę. Mimo iż gospodarze okazali się niezwyciężeni na własnym terenie, pokonując takie drużyny jak Śląsk Wrocław czy MKS Dąbrowa Górnicza, to jednak dla ekipy z Lublina stanowili oni przeciwnika, którym potrafili opanować – co pokazały ostatnie cztery mecze, które padły łupem lubelskiej drużyny. Start meczu był dla nich obiecujący, szczególnie dzięki Courtney Ramey, który dominował na obu końcach parkietu. Rozpoczął od celnej trójki i chwilę później, po udanej akcji obronnej, doprowadził do pięciopunktowego prowadzenia swojej drużyny.
Pierwsza część meczu nie ujawniła braku kontuzjowanego Williamsa, który prawdopodobnie powróci na parkiet w połowie listopada. Jednak im dalej w mecz, tym ciężej było dla drużyny tworzyć korzystne sytuacje rzutowe i ostatecznie, to przeciwnicy z Gliwic wyszli na pierwszą przerwę z wynikiem 30:22. Przełom przyszedł w drugiej kwarcie, kiedy „czarno-czerwoni” zaczęli skuteczniej bronić rywali na obwodzie, co szybko zaczęło przynosić efekty. Po serii punktów 9-0, udało im się nawet wyjść na prowadzenie, które utrzymali aż do przerwy między częściami meczu.
Tyran De Lattibeaudiere czuł się naprawdę dobrze podczas tego wieczoru. Jamajczyk zdobył double-double z 27 punktami i dziesięcioma zbiórkami. To właśnie on był kluczowy dla ofensywy Startu, choć Courtney Ramey, autor 26 punktów, nie odstawał mu. Amerykanin korzystał na urazie bardziej doświadczonego kolegi i w jego nieobecność mocno zabiegał o miejsce w pierwszej piątce. Druga połowa meczu to kontynuacja solidnej defensywy i zdobywanie punktów głównie po przejściach i półdystansowych rzutach. Wystarczy powiedzieć, że mimo tylko czterech prób więcej, gospodarze rzucili aż o osiem „trójek”.
W czwartej kwarcie goście borykali się z dużą niemocą rzutową. W ciągu dwóch minut GTK odrobiło siedmiopunktową stratę, a nawet wyszło na czteropunktowe prowadzenie. Drużyna Wojciecha Kamińskiego była jeszcze w stanie wrócić do meczu i na dwadzieścia sekund przed końcem było +3 dla Lublina. Wtedy prawdziwym bohaterem gospodarzy został Martins Laksa. Lider miejscowych fantastycznym rzutem doprowadził do remisu na osiem sekund przed końcem.
Start miał szansę na zwycięstwo, ale potencjalny strzał decydujący o wyniku nie trafił w kosz z ręki Lecomte’a. W dogrywce również nie brakowało emocji. Remis utrzymywał się do ostatnich sześćdziesięciu sekund, kiedy to Gliwice rozstrzygnęły mecz na swoją korzyść. Kacper Gordon z wynikiem 107:105 oraz Martins Laksa zza łuku zadali ciosy, po których lubelska drużyna nie była już w stanie się podnieść. Ostatecznie przegrali mecz w Gliwicach 110:105.